Mięso jest głównym i najłatwiejszym do pozyskania, źródłem białka w diecie człowieka (zwłaszcza w krajach wysokorozwiniętych) i zwierząt towarzyszących. Spożywanie go utożsamiane jest z dobrobytem. Jednak coraz częściej stawiamy sobie pytanie czy na pewno jest to tak dobre rozwiązanie, jak nam się wydaje?
Ludzkość (+ zwierzęta) potrzebuje takich ilości mięsa, że musiały powstać ogromne hodowle, aby te potrzeby zaspokoić. Stłoczone na niewielkich powierzchniach, bez dostępu do naturalnego źródła pożywienia, a nawet światła dziennego, krowy, świnie czy drób żyją ciepiąc i często chorując.*
To nie pozostaje bez wpływu na jakość ich mięsa, które my potem jemy. A przecież jesteś tym, co jesz, jak powiedział Ludwig Feurebach już w XIX w!
Zgodnie z prawem polskim (Ustawa z dnia 25 sierpnia 2006 r. o bezpieczeństwie żywności i żywienia), a także europejskim (regulowanym szeregiem dyrektyw) hodowca zwierząt gospodarskich (trzoda, bydło, drób) może podawać antybiotyki tylko i wyłącznie w przypadku, gdy dane zwierzę musi być leczone i tylko pod ścisłą kontrolą lekarza weterynarii, który decyduje o rodzaju i dawce leku. Przed ubojem, leczone zwierzęta, muszą przejść co najmniej dwutygodniową kwarantannę, w czasie której wydalone zostaną pozostałości środków farmakologicznych.
Czy możemy czuć się bezpieczni?
W marcu 2018 roku, Najwyższa Izba Kontroli opublikowała raport o stosowaniu antybiotyków w hodowli zwierząt w woj. lubuskim (miał być to wstęp do kontroli ogólnopolskiej).
Wniosek z kontroli był jednoznaczny. Nie tylko chorym zwierzętom podaje się antybiotyki: „Antybiotyki w hodowlach zwierząt stosowane są powszechnie: 70 proc. wszystkich hodowców zwierząt, objętych monitoringiem wody i pasz stosowało antybiotyki, a w przypadku stad indyków i kurcząt odsetek ten przekraczał 80 proc. hodowców objętych badaniami.”
Niepokojące informacje docierają też z innych źródeł. Według Europejskiej Agencji Leków jesteśmy na piątym miejscu w Europie wśród krajów, w których sprzedaje się najwięcej środków przeciwbakteryjnych w chowie przemysłowym.
Wg raportu fundacji Compassion in World Farming Zwierzęta hodowlane spożywają ponad 60 proc. wszystkich światowych antybiotyków!!!
Dlaczego tak się dzieje?
W większości przypadków decyduje aspekt ekonomiczny. Za sprawą antybiotyków, hormonów i innych środków farmakologicznych zwierzęta są w stanie funkcjonować (a raczej przebytować) w trudnych warunkach hodowlanych, nierzadko bez dostępu światła, bez świeżego powietrza i w ogromnym zagęszczeniu. Leki podawane „profilaktycznie” mają zapobiegać rozprzestrzenianiu się chorób i przedwczesnej śmierci zwierząt, a więc stratom producenta. To pozwala na szybką produkcję i sprzedaż za relatywnie niską cenę.
Jakie skutki niesie nadmierna ilość antybiotyków?
Zbyt częste i profilaktyczne podawanie antybiotyków prowadzi do powstawania lekoopornych superbakterii (u ludzi także!!!). Wywoływanych przez nie chorób nie będziemy mieli czym leczyć! A to tworzy realne zagrożenie nie tylko dla trzody, bydła i drobiu, ale też dla ludzi i innych zwierząt (psy, koty) .
Warto też wspomnieć o zanieczyszczeniu śladowymi ilościami antybiotyków gleby i wody, dokąd przenikają wraz z odchodami zwierząt hodowlanych.
Co możemy zrobić?
Europejska Agencja Leków wraz ze Światową Organizacją Zdrowia już dawno ogłosiły, że kwestia obecności antybiotyków w mięsie powinna być traktowana jako problem globalny, ponieważ ich poziom jest już najwyższy w historii i średnio trzykrotnie przekracza dopuszczalne normy. Dlatego sprawą powinny zająć się władze. Odpowiednie ustawodawstwo, kontrole i kary mogą przynieść skutek.
Amerykanie doprowadzili do tego, że przynajmniej na terenie Stanów Zjednoczonych w restauracjach popularnej sieci fast food zakazano stosowania mięsa pochodzącego od zwierząt, które leczono farmakologicznie. W Skandynawii zamiast leków i dodatków do pasz podaje się bogate w cenne olejki eteryczne zioła, traktowane jako zamienniki antybiotyków.
A co TY możesz zrobić?
Np. zrezygnować z jedzenia mięsa, albo chociaż je ograniczyć.
Statystyki pokazują, że w Polsce w 2021 r. osób na diecie bezmięsnej jest już ponad 20% i jest to tendencja rosnąca. Coraz popularniejszy jest też ruch fleksitarian, czyli osób świadomie minimalizujących spożywanie mięsa. Taka decyzja to nie tylko realny wpływ na własne zdrowie, ale też troska o planetę i zapobieganie nadchodzącej katastrofie ekologicznej.
Czy TOMOJO może pomóc?
Próby przestawiania psów i kotów na wegetarianizm budzą sporo kontrowersji. Psy i koty do prawidłowego funkcjonowania potrzebują białka zwierzęcego. Jeśli jednak hodowla zwierząt rzeźnych wzbudza tyle kontrowersji, to jak to zapotrzebowanie zaspokoić? Alternatywą są nasze karmy TOMOJO, na bazie mączki z owadów. Owady, jak wiadomo, należą do królestwa zwierząt, a ich białko jest niezwykle wartościowe odżywczo. Hodowane są w specjalnych fermach bez stosowania leków czy hormonów. Ich cykl wzrostu jest naturalnie szybki, nie trzeba sztucznie go przyspieszać. Ponadto ich produkcja zużywa bardzo mało zasobów naturalnych, co wymiernie przyczynia się do walki z ociepleniem klimatu!
Coraz częściej się mówi, że owady będą w przyszłości głównym źródłem białka, także w diecie człowieka. W krajach azjatyckich jedzenie owadów jest powszechne. Niestety w Europie jest to jeszcze rzadkość, a poziom społecznej akceptacji takiego pokarmu jest niski. Pora to zmienić. Zacznijmy od naszych pupili! Dla siebie i dla Ziemi.
*Poczytaj na stronie Otwarte klatki